Środa
Słodki Całus od Buby
muz., sł.: M. Kamper
Wstaję wcześnie rano, nowy witam dzień, A
Budzik zaraz dostał w łeb bo szczekał jak zły pies, A
Kawa i papieros i wychodzić czas, A
Idę poprzez smutne miasto, które też by chciało spać. A
Nagle ktoś wyciąga ręce, krzyczy: Kopę lat! A
Co u ciebie, pożycz stówę! Mówię: Nie. On: Jesteś cham! A
Lecz już łapie mnie buddysta, chce spokoju duszy mej: A
Odrzuć mięso, ogól głowę albo wspomóż święty cel! A
Powiedziałem: Włosy- owszem, lecz ja lubię dobrze zjeść. A
Rzekł: W następnym swym wcieleniu na sto procent będziesz psem! A / C D
Oto już następny idzie, ten co wie jak zbawić świat, A
Bo licencję ma od Boga na dzierżawę nieba bram. A
On wie, czego mi potrzeba, jaki sens jest w życiu mym, A
Bo z Jezusem był na studiach, a z Mojżeszem jest na ?ty?. A
Ja myślę sobie: Co to jest? Co ja tutaj robię? C D
Jak, no jak wytrzymać taki dzień może zwykły człowiek? A
Myślę o tym, jak cudownie było jeszcze wczoraj, C D
Co dziś jeszcze zdarzy się? Byle do wieczora! F A
Wieczorem do knajpy, zarobić na chleb,
Gęsty dym rozgarniam ręką szukam sceny- jest!
Naród siedzi, w rączki klaszcze albo gada żywo,
Szef powiada: Forsy nie mam, ale stawiam piwo!
Chwila przerwy- krótki oddech złapać chcemy, ale gdzie tam!
Siada jeden, tak na oko- pijany poeta,
Mówi: Czuję jak nieznośna lekkość głazy w duszy spiętrza...
Po czym wybiegł gdzieś za rogiem kontemplować własne wnętrza.
Ja myślę sobie: Co to jest? Co ja tutaj robię?
Jak, no jak wytrzymać taki dzień może zwykły człowiek?
Myślę o tym, czy mnie wieczór ten znowu czymś zaskoczy
Co dziś jeszcze zdarzy się? Byle do północy!
Potem znów jedziemy stały mocny set,
Nagle jakiś gościu wstaje, mówi tak: Gracie OK,
Mówi: Razem się musimy trzymać, razem, my, artyści,
Motłoch sztuki nie rozumie, zagrajcie mi ?Whisky? (Moja żono!)
Na to, na dźwięk słowa ?whisky? ledwo wstają rezerwiści:
Ej, ty, grajek, nie podskakuj, zagraj że co dla wojaków,
Bo jak nie- dostaniesz w ryj!
Ledwo żeśmy uszli z życiem, już do domu zdążam,
Patrzę, koleś psika sprayem, pisze: ?Jebnie bomba?.
Gdy ujrzałem jego dzieło odżyła nadzieja,
Że ta bomba wreszcie jebnie albo ja was powystrzelam!